wtorek, 12 marca 2013

2. Boże zapomniałeś o mnie? Tutaj jestem!




 Co może czuć dwudziestoparoletnia dziewczyna w dniu swojego ślubu? Szczęście? Strach? Spełnienie? Zgadza się. To nieodzowna część oczekiwań- mętlik w głowie. Lekka paranoja i wielkie szczęście. To właśnie w tym dniu, każda kobieta czuję się wyjątkowa i myśli, że złapała Boga za nogi. Każda, ale nie ona. Ona nie czuje szczęścia, spełnienia czy strachu. Nie jest się w stanie nawet uśmiechnąć. Wyjątkowa? Nie, nie ona. To wszystko zastąpione jest przez inne, prawdopodobnie najsilniejsze uczucie- nienawiść.
Nienawidzi : siebie, rodziców, Pawła, całego tego dnia i reszty świata. Nie płacze. Nie błaga. Wygląda jak lalka. Bez uczuć na wierzchu. Nie skarży się. Pragnie jednego- chce, żeby jakiś meteoryt rozdupcył tę imprezę, zanim będzie za późno.
 Wyjrzała przez okno. Ludzie uwijali się jak mrówki. Roznosili talerze, ozdabiali stoły, biegali w te i we wte.
Wyszła z domu, chciała odetchnąć. Usiadła na ławce za domem i rozkoszowała się chwilową ciszą.
Cisza nie trwała zbyt długo. Po chwili, która wydawała się sekundą dopadła ją matka.
- Zuzanno jak możesz mi to robić?
Lekko zdezorientowana córka spojrzała na swoją matkę.
- Miałaś siedzieć w domu! Masz zrobioną fryzurę, po za tym wiesz dobrze, że pan młody nie może cię zobaczyć. Wróć na górę.
- Może to i lepiej. Wtedy nie będę musiała za niego wychodzić.
- No wiesz!
Zuzka nie myślała słuchać matki, została na miejscu. Patrzyła na ludzi, którzy powoli zaczynali się zbierać. Każdy uśmiechnięty. Każdy pozornie szczęśliwy. Po chwili podeszli do niej rodzice Piotra. Pierwszy raz zobaczyła jego matkę. Jakoś nigdy nie miała okazji. Jej wygląd jakoś szczególnie jej nie zdziwił. Wyglądała jak każda kobieta mająca furę kasy. Tak jak jej mamuśka, była dziełem wybitnego chirurga.
- Zuzanno to jest Ewa, moja żona.
- Dzień dobry.
Panie podały sobie dłonie. Tata Piotrka uciekł gdzieś w głąb domu. Zostały same. Dziewczyna nie paliła się do rozmowy z przyszłą teściową.
- Kochanie ja wiem, ze ty go nie kochasz, ale uwierz mi, miłość przyjdzie z czasem. A później dzieciaczki. Mam nadzieję, że nie dacie nam na nie długo czekać? Razem z Andrzejem nie jesteśmy już młodzi, a chcielibyśmy dożyć wnuków.
Zuza, która wyłączyła się po pierwszym słowie Ewy, na wzmiankę o dzieciach od razu się ożywiła.
- Dzieci? Jak to dzieci? Ja miałam być tylko jego żoną.
- Kochanie nie oszukujmy się, musisz urodzić mu dzieci.
- Muszę? Ja nic nie muszę!
Zuzka zerwała się z ławki i pobiegła do swojego pokoju, łapiąc po drodze telefon. Zamknęła się w nim na klucz. Była przerażona. Wybrała numer.
- Pamiętasz mnie? Musisz mi pomóc. Błagam...
    Wyniesienie walizki przed dom i schowanie jej w niewidocznym miejscu nie jest rzeczą łatwą. Szczególnie, jeśli po domu krąży tysiąc osób a ty chcesz być niewidzialną. Zuza siedziała jak na szpilkach. W wielkiej, matczyne łazience czekała na ojca, który miał wprowadzić ją do ogrodu. Bała się, że nie zdążą. I co wtedy? Do końca życia będzie musiała żyć z Piotrem. Niewyobrażalne. Do łazienki wszedł jej ojciec.
- Gotowa?
Wziął ją pod rękę i wyprowadził z pomieszczenia.
- Kochanie ślicznie wyglądasz. Naprawdę.
- Nienawidzę cię tato! Tak strasznie cię nienawidzę. Więc lepiej przestań udawać, że jest w porządku. Proszę.
Jej ojciec, mimo, że nie znosił, takiego tonu swojej córki, zamknął się. Widział, że ona cierpi, ale nie chciał tego odkręcać. Polegał na swoim przeczuciu i chciał wierzyć w to, ze jego dziecko będzie szczęśliwe.
Pięknie przystrojony ogród, droga usypana z kwiatów, dwumiesięczny Alek, który miał do wózeczka przyczepione obrączki. Zuza tego nie widziała. Całą drogę pokonała patrząc pod nogi.
 Tato oddał ją Piotrowi i wrócił na miejsce.
- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim tą dwójkę....
Gniew, który narastał w pannie młodej był nie do opisania. Zuza nie patrzyła na nikogo. Miała nieobecny wzrok.
- Jeśli jest ktoś, kto nie zgadza się na ślub tych dwojga niech powie to teraz lub zamilknie na wieki.
Cisza. Nikt się nie odezwał. Trzeba jak najszybciej przerwać ten koszmar.
- Dobrze w takim razie kontynuujmy.
- Stop!
Do ogrodu wleciał Grzegorz. Wszyscy jak na komendę odwrócili się w stronę przybysza. Do tej pory nikt nie zauważył jego wtargnięcia. Wszyscy byli w ogrodzie.
- Biegiem Zuza.
Dziewczyna rzuciła bukietem za siebie i zrzucając ze stóp szpilki, pobiegła w stronę Grzegorza. Razem wybiegli z domu. Grzesiek złapał walizkę, która stała schowana przy bramie i odjechali.
'

_______________________________________________
                                                                        Przepraszam.
Ten rozdział powinien ukazać się wieki temu. Ale najpierw nauka, a później choróbsko, które trzyma mnie do teraz, w efekcie czego musiałam ograniczyć mój romans z pisaniem.
Następny? Na pewno szybciej :)


Pozdrawiam Was wraz z moim nowym kolegą Andrzejem i jego nową fryzurką :*