poniedziałek, 22 lipca 2013

6.Uśmiechnęła się do wizji Kosoka jak z bajki i wpuściła go do domu.

  Przeprowadzki nigdy nie były jej ulubionym zajęciem. Prawdę mówiąc to ich nienawidziła. Zawsze zlecała to komuś innemu: firmie, matce, koleżankom. Umywała ręcę. Trzymała się jak najdalej od tego rozgardiaszu i jendakowych pudeł, które bardzo łatwo mogły się zgubić. Jednak, mając tylko jedną torbę było całkiem znośnie. Dokładnie w południe weszła do nowego mieszkania. Nie powalało wielkością. Było wystarczające. W bardzo przyjemnej okolicy, całkiem niedaleko Grzesiowego domu. Umeblowane, czyste, pachnące. A co najważniejsze w miejscu, w którym matce nie przyszłoby do głowy jej szukać. Zamieszkanie w bloku było towarzyskim samobójstwem. Dla jej matki. Zuza bardzo miło wspominała mieszkanie na studiach. A jeszcze milej przystojnego sąsiada z 13 piętra. Było jej głupio. Wtargnęła w jego życie, obracając je o 180 stopni. Niczym huragan. Nie wiedziała jednak, że ten huragan bardzo spodobał się Grześkowi. Uznał to nawet jako wybawienie od blond szkapy, będącej chwilowo jego dziewczyną. Niedługo.
  Od przeglądnia katalogów odciągnęło ją stanowcze burczenie w brzuchu. Czule pogłaskała część ciała i pobiegła do lodówki. Pusto. Pogratulowała sobie sklerozy, dzięki której została skazana na dwa jabłka leżące na stole. Zgasiła światło w kuchni.
- Głodóweczka- powiedziała sama do siebie z lekkim przekąsem.
W połowie drugiego katalogu ktoś zapukał do drzwi. Otworzyła je, aby ujrzeć Grzegorza K, który wyglądał jak czerwony kapturek. Istotonie posiadał nawet warczący koszyk. Uśmiechnęła się do wizji Kosoka jak z bajki i wpuściła go do domu.
- Pomyśleliśmy, że musi ci się strasznie nudzić.
- My?
Klapy koszyka zostały otwarte przez jasny pyszczek.
- To jest Antoś. Od dzisiaj masz współlokatora.
Nie mogący wytrzymać w wiklinowej klatce szczeniaczek wyskoczył z kosza i ruszył zwiedzać mieszkanie.
- Przechodziłeś i wpadłeś?
- Poniekąd. Nie jesteś może głodna? Co powiesz na piknik?
- Grzesiek jest prawie północ.
- Co nie zmienia faktu, że chętnie byś coś zjadła.
Zgarnął jej torebkę i otworzył drzwi.
- Idziesz?
- No dobra. A co z psem? Nie możemy go tu zostawić.
Nie pojechali do żadnego parku, nie zatrzymali się w lesie. Grzesiek zatrzymał samochód na jednym z osiedli. Zuzka była już kompletnie zdezorientowana.
- Będziemy robić piknik u kogoś na ogródku?
- Poniekąd.
Zaprowadził ją pod dom, z którego mimo późnej godziny, dobiegał największy hałas. Wszedł bez pytania po to, żeby sekundę później przyciągnąć za sobą nieźle wstawionego już właściciela domu. Brunet otrzeźwiał w sekundę. Nagle stanął wyprostowany i z szelmowskim uśmiechem ukłonił się przed nieznajomą.
- Zbigniew Bartman. Niezmiernie miło mi, że Cię poznaję.
- Zuzanna Ulik Nahrabecka, również się cieszę.
- Czyżbym miał do czynienia z jakąś szlachtą? Powinienem się kłaniać.
- Bartman nie odstawiaj szopki tylko prowadź do reszty.
Jak później dowiedziala się Zuzka było to świętowanie rozpoczęcia nowego sezonu. Oficjalnie. Nieoficjalnie pan B. chciał poznać dziewczynę, która z lekka zawróciła Grzesiulkowi w głowie. Na niego też podziałało. Przez resztę imprezy starał się trzymać możliwie jak najbliżej jej. Niestety za każdym razem był delikatnie acz stanowczo ustawiany do pionu. Wreszcie , kiedy zaczęło świtać Ignaczak oznajmił, że idzie do domu, a z nim uczyniła to większa część gości. Najgrzeczniej jak tylko Grzesiu potrafił, rozstał sie z Zuzą i Antosiem pod klatką i z wielkim rozczarowaniem poszedł do domu.
 Czarny samochód, który stał zaparkowany naprzeciwko jej klatki, ruszył z piskiem opon.
- Znalazłem ją. Zaraz wyślę namiary. Czekam na przelew.

___________________________________________
Przepraszam.
Kajam się, biczuję, idę do Czewy na kolanach, bedę klęczała przez miesiac na grochu.
Szkoła, zakończenie szkoły, czekałam jak głupia na wyniki naboru do kolejnej (!) Zaczęłam letnią robotę i nie miałam jak zasiąść do Lapka :x
Krótko, bo krótko, ale cały sierpień mam wolny i będe Was zasypywać rozdziałami + stanie za kasą jest wenopędne i mam pomysl na coś kolejnego.
Jeszcze raz przepraszam Te, które czekały, dopytywały się i nieźle mnie czołgały. Oczywiście słownie.
Wszyyyystkie zaległości nadrobię! :)
Ściskam Was baaardzo mocno :*

niedziela, 26 maja 2013

5.Grzesiu przywdział na chwilę zbroję i zabawił się w rycerza. Porwał ją sprzed ołtarza i zabrał do siebie.

Spanie na kanapie można przeżyć. Chyba, że jest się dwumetrowym i rozrośniętym mężczyzną. W takiej sytuacji mebel staję się szczerze znienawidzony. Po kilku godzinnej próbie snu, Grzegorz podniósł się z designerskiego mebelka sprowadzanego specjalnie z Włoch ku uciesze narzeczonej furiatki i nieprzytomny poszedł do kuchni. Też designerskiej i urządzanej z największym kunsztem przez kilkunastu projektantów. Taki prezencik dla Olguni na urodziny. Chodził najciszej jak tylko mógł. Uważał, aby choćby filiżanka nie wydała jakiegoś dźwięku. Nie chciał jej obudzić i rozzłościć. Miał przed oczyma jej rozwścieczoną twarz, kiedy rzucała wszystkim po pokoju, pokazując tym swoje niezadowolenie. Zastanawiała go jedna rzecz, ile tym razem będzie musiał wypłacić z konta, żeby była szczęśliwa. Gdy wychodził z kawą na taras nie myślał, że kogoś tam spotka. Piąta rano nie jest idealną porą na posiedzenia. Dla większości ludzi.
- Obudziłam Cię? Próbowałam być cicho.
Nieopodal wejścia siedziała Zuzka. Owinięta w koc, czytała jedną z książek z biblioteczki.
- Sam się obudziłem. Kanapa nie jest idealnym miejscem do spania. Mogę?
Dziewczyna skinęła głową, a on usiadł obok. Mimo, że byli u niego to czuł się jakoś obco. Do teraz.
- Przepraszam za tę kanapę. Wszystko przeze mnie. Obiecuję, że jak tylko coś znajdę to od razu się wyprowadzę. Dzisiaj zadzwonię do mojego znajomego, który tu mieszka.
- Mi nie przeszkadzasz, a Olga i tak jutro wyjeżdża.
Lekki uśmiech brunetki wystarczył, aby wiedział, że wyrobiła sobie zdanie o Oldze.
- Powiedz mi, po co ci ona? Jesteś dla niej za dobry. Lepszych nie było?
- Szczerze? Wydawało mi się, że nie. A teraz to już sam nie wiem. Jest tyle chętnych dziewczyn.
- A ty siedzisz z nią. To chciałeś powiedzieć?
- Dokładnie.
- Grzesiu tu jesteś!
Na taras ja burza wpadła Olga, ubrana w seksowny peniuarek grubości wykałaczki. Dobiegła do Grześka i dosłownie pożarła go swoimi ustami.
- Przepraszam za wczoraj- zaszczebiotała i zaśmiała się perliście, ukazując rząd śnieżnobiałych zębów- Zuziu strasznie Cię przepraszam za moje zachowanie. Nie byłam wczoraj sobą! Oczywiście, że możesz zostać! Grzesiulkowi przyda się towarzystwo. Kochanie wyjeżdżam zaraz na plan do Kenii. Wracam za tydzień.
- Ile?
- Dwadzieścia tysięcy. Grzesiulku!
Zuzka, która nienawidziła jak ktoś nazywał ją Zuzią, przypominała sobie wtedy starą babcię, którą musiała całować w obwisły policzek pachnący kamforą, opuściła taras. Założyła dres, wzięła słuchawki i pobiegła do parku.

                                                                             *
- Stary spóźniasz się!
Głos Ignaczaka w słuchawce, uświadomił Kosokowi jak jest późno. Wysiadł z samochodu i biegiem udał się  na salę. Wszyscy na niego czekali.
- Witamy Śpiącą Królewnę! Jak miło, że zaszczyciłeś nas swoją obecnością!
Nie zwrócił uwagi na słowa kolegów i podbiegł do Ignaczaka.
- Żadnych siniaków i zadrapań. Stoisz na nogach i nie kulejesz? Czyżby Olga nie zauważyła nowej lokatorki?
- Niestety zauważyła. Jestem biedniejszy o kilka doniczek i perfumy, ale jako tako dało się ją udobruchać.
- Zuzka żyje?
- Zuzka? Grzesiu! Zostawiłeś tę blond małpę? Jestem z ciebie taki dumny!
Zbigniew Bartman, siedzący nieopodal  kolegów nie mógł już dłużej udawać, że nie podsłuchuje. Wieść o nowej dziewczynie Kosoka strasznie go ucieszyła.
- Zuza jest jego nową koleżanką. Musisz wiedzieć, że Grzesiu przywdział na chwilę zbroję i zabawił się w rycerza. Porwał ją sprzed ołtarza i zabrał do siebie.
- A Olga!
- Niezmiennie są razem.
- Jak ty tego dokonałeś? Stoisz? Nie zabiła cię? No przecież taka akcja nie mogła przejść obok.
- Panowie a wy co? Nie paplamy jak na bazarku, ale ćwiczymy. Bartman rozgrzewaj się!
- A może ja się poznam z twoją koleżanką, co Grzesiu?
Puścił na odchodne oczko do kolegów i poszedł się rozciągać.

                                                                           *
Czerwona kawiarnia wyglądała bardzo reprezentacyjnie. Zuza weszła do środka i zaczęła rozglądać się za najlepszym przyjacielem ze szkolnej ławki. Siedział w kącie z nosem w Newsweeku. Nic się nie zmienił.
Tak samo ciemny i cholernie przystojny jak kilka lat wcześniej.
- Cześć Roberto, jak życie?
- Zuza! Muszę ci powiedzieć, że wyglądasz kwitnąco. Powiedz mi, co ty tu robisz i co się stało?
- Musisz wyświadczyć mi przysługę i to dość dużą!

_____________________________________________________

Wiem, miało być wczoraj, ale uwierzcie, żeby pozostać w Waszych oczach jako tako kulturalną, nie dotykałam wczoraj blogspota. No nie był to szczególnie szczęśliwy dzień i dla Polaków i BVB.
Olgunię przyjełyście dokładnie tak, jak mi się zamarzyło. W ogóle jesteście zarębiste :) Chyba z Wami zostanę!
Pozdrawiam was z Hey w słuchawkach i wśród miliona ciuchów, walizek i kosmetyków. Paryżu nadchodzę!
http://www.youtube.com/watch?v=X7YAwxq_xqc
Buziaki dla Was dziewczynki i dla Waszych rodzicielek. W końcu to ich święto :*


poniedziałek, 13 maja 2013

4. Smoczyca ma owulację i zieje ogniem.

Olga po raz kolejny spojrzała z wielką dezaprobatą na dzieło fotografa. Była zła? O nie. Była wkurwiona. Nie po to przez ostatnie godziny kręciła tyłkiem i robiła słodkie minki, żeby zidiociały "profesjonalista" nie potrafił zrobić jednego prostego zdjęcia. Rozdygotana blondynka starała się uspokoić, ale wystarczyło, że spojrzała na tego żałosnego szczurka, którego nazywali przyszłością światowej fotografii.
- Czy ja śnię? Co z ciebie za fotograf? Koniec tego. Wychodzę i to ty będziesz się tłumaczyć.
 Wszyscy stali, wpatrując się w burdel zostawiony przez Cruellę de Mon.
- Smoczyca ma owulację i zieje ogniem. Normalka.
Oczy wszystkich zwróciły się w stronę wysokiego bruneta. Spokojnie mógłby się ubiegać o tytuł Mistera Plastiku, bo wyglądał jakby własnie wyszedł z Fotoszopa. Z wyższością popatrzył na męską część ekipy i wyszedł z pomieszczenia.
- Pewnie poszedł ją udobruchać.
 Wielkie niezadowolenia Olgi dało się odczuć całej załodze pasażerskiego samolotu. Od początku lotu komentowała każde, nawet najmniejsze posunięcie stewardessy. Droga z Berlina była koszmarem. Niewyspana i niepocieszona, wczorajszym wieczorem Olga, próbowała uprzykrzyć życie każdemu. Prawie jej się to udało. Nie wiedziała jednak, że wszyscy znali jej zachowania i po kilku miesiącach wszyscy się do nich przyzwyczaili. Taksówka wysadziła ją pod samym domem. Weszła do domu, ciągnąc za sobą markowe walizki. Pachniało cudownie. Czyżby Grzesiek wrócił wcześniej? Wiedziona przez swój upudrowany nosek przeszła do wielkiej kuchni. Nie zastała Grzegorza. Stała tam jakaś panienka w fartuszku. Czyżby jej kochany wreszcie wysłuchał jej próśb i zatrudnił gosposię? Na tę myśl momentalnie się wyprostowała i lekko zapukała  w futrynę. Dziewczę się odwróciło. Nie była brzydka. Była ładniejsza od niej. Ale miała tu tylko sprzątać.
- Skoro już tu jesteś, to zrób mi kawę. Ze śmietanką. Dwie kostki cukru.
Dziewczyna spojrzała na nią zdziwiona. Czyżby była lekko niedorozwinięta?
- Nie wiem na jakiej podstawie Grzegorz cię zatrudnił, ale chyba umiesz robić kawę?
W tym momencie przez kuchenny próg przeszedł Kosok. Był zdziwiony, bardzo zdziwiony.
- Cześć kochanie- pocałował narzeczoną w policzek- To jest Zuza.
- Widzę, ale czy ona jest troszkę, no wiesz, nierozgarnięta?
- Kochanie to jest moja koleżanka. Pomieszka u mnie przez chwilę.
- U mnie?
Zuza widziała jak twarz dziewczyny zmienia kolor z czerwonego na fioletowy.
- Olguś oddychaj. To tylko na jakiś czas.
- Grzegorz- wydarła się tak głośno, że szklanki w szafce się zatrzęsły- Do pokoju. Już.
"Faktycznie żmija"- pomyślała Zuza, kiedy szła do swojego tymczasowego pokoju. Z walizki wyciągnęła kopertę. 100 tysięcy na "początek". A co potem? Założyła buty i wyszła z domu.
Stała przed budką telefoniczną i próbowała uspokoić oddech. Wybrałą dobrze znany jej numer.
- Aleksander Nahrabecki, słucham.
- Tato...
- Zuzanno masz natychmiast wrócić do domu, słyszysz?
- Tato, nie mogę. Nie zrobię tego!
- Ty mała niewdzięczna dziwko! Tak mi się odpłacasz? Dałem ci wszystko!
- Tato!
- Poczekam! Poczekam, aż wrócisz po pieniądze. Jesteś taka sama jak twoja matka! Prędzej czy później wrócisz z podkulonym ogonem. Do tego czasu nie mam córki, rozumiesz? Nie istniejesz dla mnie!

______________________________________
Wróciłam :)
Zaległości na blogach, prawie nadrobione, dajcie mi więcej czasu. A co do nowych blogów, jak tylko znajdę czas to na pewno zajrzę. Nie wiem tylko kiedy.
I co mogę powiedzieć? Mistrz Resovia i mój kochany JW <3
Napisze coś przed Finałem Ligi Mistrzów.
Wracam do Gry o Tron :)
Całuski :*

piątek, 12 kwietnia 2013

3.Krzysiu, ty mały jesteś!

   Trzy osoby, jeden pokój i dwa łóżka? Powiedzieć można, że to znośna sytuacja i nie ma problemu. Jeśli jednak osoby nie są ze sobą jakkolwiek uczuciowo powiązane, a panom nie widzi się spanie na wąskim meblu- problem jest. I to spory. Jak na dżentelmenów przystało odstąpiono Zuzannie jedno łóżko. I co dalej? Nic innego jak wielka afera. Razem się nie położą, a i łóżka sobie nie oddadzą. Samo przeprowadzenie jej do ich pokoju graniczyło z cudem. Po świętowaniu ostatniego zwycięstwa cała drużyna była na cenzurowanym.
- Krzysiu ty mały jesteś. Weźże idź do wanny. Ty się zmieścisz.
Ignaczak spojrzał na Kosoka jak na człowieka niespełna rozumu.
- Chyba śnisz. Ty robiłeś za rycerza, to ty się poświęć.
Zuza patrzyła na to z lekkim rozbawieniem. Może by i nawet poszła spać w wannie, chętnie by się poświęciła. Bądź co bądź, była tu gościem. Ale przyglądanie się dwóm kłócącym się o łóżko wielkoludom, było o niebo lepsze!
- Kosok ty mnie do grobu wpędzisz. Ja mam żonę i dwójkę dzieci. Spanie w wannie jest dla studenciaków jak ty.
Mina a'la zbolały pies od razu podziałała. Ojcowskie serce Krzysia zmiękło i lekko zdenerwowany wyszedł do łazienki.
Zostali sami. Cisza wręcz kuła ich w uszy. Każde z nich chciało coś powiedzieć, ale nie wiedziało co. Zuza miała mętlik w głowie. Nie zdążyła oswoić się z nową sytuacją. Ciągle stała przed tym cholernym ołtarzem i ze strachem patrzyła na narzeczonego. A Kosok? Zastanawiał się co dalej. Pomógł Zuzce i był z siebie dumny. Jednak pozostawało małe 'ale'. Narzeczona. Jak bez żadnych podejrzeń miał sprowadzić nową koleżankę do domu?
Pierwsza odezwała się Zuzka.
- Dziękuję. Bardzo ci dziękuje. Prawdopodobnie ocaliłeś mnie przed największym błędem w życiu.
- Chcesz o tym pogadać?
- Tak. Nie. Chyba nie. Jeszcze nie teraz. Teraz położę się spać.
Grzesiek wyszedł z pokoju, pozwalając Zuzce ubrać się w spokoju. Jak wrócił, dziewczyna już spała.

                                                                       *
 Jak może zareagować matka na ucieczkę jej córki sprzed ołtarza?
Powinna być wściekła. Razem z resztą rodziny szukać córki. Dzwonić po wszystkich koleżankach i hotelach wokoło. Jednak ona nie bierze udziału w poszukiwaniach. Siedzi na wygodnej, satynowej pościeli i jest szczęśliwa. Jest dumna z córki jak nigdy. W głębi serca nigdy nie życzyła jej swojego losu.
Kiedyś była dokładnie taka sama: wiecznie zbuntowana. Głośno mówiła co ma na myśli i nie kryła się ze swoimi osądami. Wbrew ojcu poszła na studia. Opieka przedszkolna była jej marzeniem. Zawsze lubiła małe dzieci i wiedziała, że się w tym odnajdzie. Ludzie ojca znaleźli ją zanim zaczęła studiować. Rodzice wydali ją za pięknego Aleksandra i zostawili samej sobie. Dlatego była dumna z córki. Zrobiła coś, na co ona nie miała odwagi.

                                                                       *
Łazienka na stacji benzynowej pozostawiała wiele do życzenia. Brud, kiła i mogiła. Wprawdzie Zuza nie była wielce dystyngowaną damą jak jej mamusia, ale jakiś komfort życia musiał być utrzymany. W tejże łazience wygrzebała kolejne zwyczajne ubranie i w przysłowiowych dwóch metrach próbowała się przebrać.
Uwinęła się w miarę szybko. Włosy pozostawiła w nieładzie i poszła zamówić coś do jedzenia.
Nie wiedziała, że w tej chwili, siedzący za sztucznymi kwiatami, dwaj zawodnicy Resovii mięli małą burzę mózgów. I to na jej temat.
- Wezmę ją do siebie. Olga zrozumie.
- Olga zrozumie? - na wzmiankę o narzeczonej Kosoka, Ignaczak prawie udławił się kawą- Zrozumie? Olga? Stary czy my mówimy o tej samej kobiecie? Przecież ta pijawa ją zabije! Nie zdążysz wytłumaczyć sytuacji, a będziesz miał trupa w domu.
- Nie przesadzaj. Ona jest bardzo wyrozumiała.
- Szczególnie jak cię zdradza z każdym modelem. Wyrozumiałość z niej wypływa.
- Ona jest modelką.
- Z kalafiorem zamiast mózgu.
- Przestań. Nigdy mnie nie zdradziła. Zobaczysz zrozumie.
- Założymy się?
- Jedziemy?
Do stolika podeszła Zuza. Zakupioną przed chwilą kanapkę zjadła, przysłuchując się z ukrycia rozmowie Krzyśka i Grześka. Jest ciężarem. Najchętniej nie zawracałaby im głowy tylko wyprowadziła się do hotelu. Z tym, że jej ojciec byłby na miejscu w błyskawicznym tempie. Była pewna, że monitoruje jej karty i telefon.
 Niech szlag trafi technologię- pomyślała, a na głos powiedziała- Już zjadłam i jestem gotowa do drogi.
   Kilka godzin później stanęli przed jednorodzinnym domem na obrzeżach miasta.  Ładny, bo mały.
Zero przepychu i bezsensownych dodatków. Zwykły domek.
- Witaj w Rzeszowie, uciekinierko!

________________________________________________

Przepraszam. Znowu. Nie mam czasu na nic. Na siebie, naukę, życie. Ostatnimi tygodniami wegetuję od nocy do nocy. Zaległości takie, że mi wstyd. Nadrobię. Na pewno.
Może jednak usunąc bloga? Nie mam chwilowo serca pisać i nie chcę was zaniedbywać. Nie wiem. 
Pozdrawia Was bardzo serdecznie, osoba bez życia :* :*
PS. Dalej Resovio i JW trzymam kciuki jak nigdy!

wtorek, 12 marca 2013

2. Boże zapomniałeś o mnie? Tutaj jestem!




 Co może czuć dwudziestoparoletnia dziewczyna w dniu swojego ślubu? Szczęście? Strach? Spełnienie? Zgadza się. To nieodzowna część oczekiwań- mętlik w głowie. Lekka paranoja i wielkie szczęście. To właśnie w tym dniu, każda kobieta czuję się wyjątkowa i myśli, że złapała Boga za nogi. Każda, ale nie ona. Ona nie czuje szczęścia, spełnienia czy strachu. Nie jest się w stanie nawet uśmiechnąć. Wyjątkowa? Nie, nie ona. To wszystko zastąpione jest przez inne, prawdopodobnie najsilniejsze uczucie- nienawiść.
Nienawidzi : siebie, rodziców, Pawła, całego tego dnia i reszty świata. Nie płacze. Nie błaga. Wygląda jak lalka. Bez uczuć na wierzchu. Nie skarży się. Pragnie jednego- chce, żeby jakiś meteoryt rozdupcył tę imprezę, zanim będzie za późno.
 Wyjrzała przez okno. Ludzie uwijali się jak mrówki. Roznosili talerze, ozdabiali stoły, biegali w te i we wte.
Wyszła z domu, chciała odetchnąć. Usiadła na ławce za domem i rozkoszowała się chwilową ciszą.
Cisza nie trwała zbyt długo. Po chwili, która wydawała się sekundą dopadła ją matka.
- Zuzanno jak możesz mi to robić?
Lekko zdezorientowana córka spojrzała na swoją matkę.
- Miałaś siedzieć w domu! Masz zrobioną fryzurę, po za tym wiesz dobrze, że pan młody nie może cię zobaczyć. Wróć na górę.
- Może to i lepiej. Wtedy nie będę musiała za niego wychodzić.
- No wiesz!
Zuzka nie myślała słuchać matki, została na miejscu. Patrzyła na ludzi, którzy powoli zaczynali się zbierać. Każdy uśmiechnięty. Każdy pozornie szczęśliwy. Po chwili podeszli do niej rodzice Piotra. Pierwszy raz zobaczyła jego matkę. Jakoś nigdy nie miała okazji. Jej wygląd jakoś szczególnie jej nie zdziwił. Wyglądała jak każda kobieta mająca furę kasy. Tak jak jej mamuśka, była dziełem wybitnego chirurga.
- Zuzanno to jest Ewa, moja żona.
- Dzień dobry.
Panie podały sobie dłonie. Tata Piotrka uciekł gdzieś w głąb domu. Zostały same. Dziewczyna nie paliła się do rozmowy z przyszłą teściową.
- Kochanie ja wiem, ze ty go nie kochasz, ale uwierz mi, miłość przyjdzie z czasem. A później dzieciaczki. Mam nadzieję, że nie dacie nam na nie długo czekać? Razem z Andrzejem nie jesteśmy już młodzi, a chcielibyśmy dożyć wnuków.
Zuza, która wyłączyła się po pierwszym słowie Ewy, na wzmiankę o dzieciach od razu się ożywiła.
- Dzieci? Jak to dzieci? Ja miałam być tylko jego żoną.
- Kochanie nie oszukujmy się, musisz urodzić mu dzieci.
- Muszę? Ja nic nie muszę!
Zuzka zerwała się z ławki i pobiegła do swojego pokoju, łapiąc po drodze telefon. Zamknęła się w nim na klucz. Była przerażona. Wybrała numer.
- Pamiętasz mnie? Musisz mi pomóc. Błagam...
    Wyniesienie walizki przed dom i schowanie jej w niewidocznym miejscu nie jest rzeczą łatwą. Szczególnie, jeśli po domu krąży tysiąc osób a ty chcesz być niewidzialną. Zuza siedziała jak na szpilkach. W wielkiej, matczyne łazience czekała na ojca, który miał wprowadzić ją do ogrodu. Bała się, że nie zdążą. I co wtedy? Do końca życia będzie musiała żyć z Piotrem. Niewyobrażalne. Do łazienki wszedł jej ojciec.
- Gotowa?
Wziął ją pod rękę i wyprowadził z pomieszczenia.
- Kochanie ślicznie wyglądasz. Naprawdę.
- Nienawidzę cię tato! Tak strasznie cię nienawidzę. Więc lepiej przestań udawać, że jest w porządku. Proszę.
Jej ojciec, mimo, że nie znosił, takiego tonu swojej córki, zamknął się. Widział, że ona cierpi, ale nie chciał tego odkręcać. Polegał na swoim przeczuciu i chciał wierzyć w to, ze jego dziecko będzie szczęśliwe.
Pięknie przystrojony ogród, droga usypana z kwiatów, dwumiesięczny Alek, który miał do wózeczka przyczepione obrączki. Zuza tego nie widziała. Całą drogę pokonała patrząc pod nogi.
 Tato oddał ją Piotrowi i wrócił na miejsce.
- Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć świętym węzłem małżeńskim tą dwójkę....
Gniew, który narastał w pannie młodej był nie do opisania. Zuza nie patrzyła na nikogo. Miała nieobecny wzrok.
- Jeśli jest ktoś, kto nie zgadza się na ślub tych dwojga niech powie to teraz lub zamilknie na wieki.
Cisza. Nikt się nie odezwał. Trzeba jak najszybciej przerwać ten koszmar.
- Dobrze w takim razie kontynuujmy.
- Stop!
Do ogrodu wleciał Grzegorz. Wszyscy jak na komendę odwrócili się w stronę przybysza. Do tej pory nikt nie zauważył jego wtargnięcia. Wszyscy byli w ogrodzie.
- Biegiem Zuza.
Dziewczyna rzuciła bukietem za siebie i zrzucając ze stóp szpilki, pobiegła w stronę Grzegorza. Razem wybiegli z domu. Grzesiek złapał walizkę, która stała schowana przy bramie i odjechali.
'

_______________________________________________
                                                                        Przepraszam.
Ten rozdział powinien ukazać się wieki temu. Ale najpierw nauka, a później choróbsko, które trzyma mnie do teraz, w efekcie czego musiałam ograniczyć mój romans z pisaniem.
Następny? Na pewno szybciej :)


Pozdrawiam Was wraz z moim nowym kolegą Andrzejem i jego nową fryzurką :*

poniedziałek, 4 lutego 2013

1. Find me somebody to love.


- Zuzanno! Piotr przyjechał! Gdzie jesteś?
Słysząc skrzeczący głos swojej matki, której głowa na kilka sekund pojawiła się w oknie, schowana w krzaku róży Zuzka z wrażenia upuściła papierosa. Nie bez powodu kryła się w przydomowym ogródku, bowiem matka nic nie wiedziała o nałogu córki, a córka nie chciała wyprowadzać jej z błędu. Wpakowała sobie do buzi całą paczkę gum do żucia i pobiegła do domu. Starała się to zrobić na tyle szybko, na ile pozwalały jej bardzo wysokie szpilki i sukienka- ubrane tylko i wyłącznie po to, żeby udobruchać mamusię.
W przestronnym holu czekała na nią jej rodzicielka. Ta 54-letnia kobieta  z pewnością nie wyglądała na swój wiek. Była to duża zasługa jej brata- chirurga plastycznego, który poprawił jej dosłownie wszystko.
Regina spojrzała na swoją zdyszaną córkę z wielką dezaprobatą. Nigdy nie mogła jej zrozumieć.
- Gdzieś ty była kochanie? Piotr czeka z ojcem w gabinecie. Aleksandrze, Zuzanna już jest!
Odkąd pamiętała matka nigdy nie zdrabniała imion. Dlatego zawsze była Zuzanną, a ojciec Aleksandrem.
Na widok swojego ukochanego zięcia, Regina obciągnęła na sobie markowe ciuchy i poprawiła nienaganną fryzurę.
Mężczyźni wyglądali bardzo podobnie. Obaj nieprzeciętnej urody. I obaj w idealnie skrojonych garniturach, dodających im uroku.
- Zuza. Tak się za tobą stęskniłem!
 Dziewczyna podeszła do narzeczonego, pozwalając się mu pocałować. Matka momentalnie złapała się za gardło, lekko łkając. Natomiast ojciec doskonale znał zdanie swojej córki i nie próbował widzieć  w tym czegoś romantycznego. Widział w tym jedynie interes. I to bardzo duży.
- Jakie macie plany na wieczór? Może pojedziemy do tej nowej restauracji. W końcu jutro ten wielki dzień.
- Wybacz Aleksandrze, ale mamy już plany- delikatnie, acz stanowczo przerwał swojemu teściowi, nie pozwalając dokończyć.
- Tak?- znudzona tą całą szopką Zuza, przestawała z nogi na nogę.
- Załatwiłem nam bilety na mecz Resovii. Mówiłaś, ze lubisz.
- Lubię? - na wzmiankę o jej ulubionej drużynie, dziewczyna momentalnie się ożywiła- Uwielbiam!Strasznie ci dziękuję. Lecę się przebrać, nie mogę pojechać w takim stroju.
- Racja kochanie- wtrąciła jej mama- Idealna będzie ta seledynowa.
Puszczając matczyne słowa koło uszu Zuzka pobiegła na górę. Przeszukała całą szafę tylko po to, żeby znaleźć głęboko schowane jeansy i klubową koszulkę Sovii. Z balerinkami w dłoniach zbiegła na dół i ku oburzeniu matki oznajmiła, że jest gotowa.
    Jazda częstochowskimi drogami nie należy do przyjemnych, szczególnie w godzinach szczytu.
Wreszcie dotarli na miejsce i lekko zdyszani zajęli swoje siedzenia. Zuza przez cały czas nie mogła pozbyć się wrażenia, że jeden z siatkarzy co chwila odwraca się w jej stronę.
Zaczął się trzeci set  i jakby nie spojrzeć ona pasowała tu idealnie- siedziała zgarbiona, wręcz zafascynowana widowiskiem. Natomiast on- wyprostowany jak struna z nosem w komórce, bo jak twierdził, "Chcę załatwić wszystko przed naszym ślubem, kochanie."
Koniec meczu. Resovia pokonała Skrę 3:2. Tłum fanów wylał się na boisko. W tym momencie siatkarzy można było poznać tylko po wzroście. Chwilę później jedne z nich odłączył się od grupy i ruszył w kierunku trybun, gdzie Zuza tłumaczyła Piotrowi kto i co robi.
- Grzegorz! Kopę lat!
Ku wielkiemu zdziwieniu Zuzki jej osobisty narzeczony ruszył w kierunku uśmiechniętego Kosoka, ciągnąc ją za sobą.
- To moja narzeczona - Zuzka.
- Narzeczona? Gdzie można takie cuda znaleźć?
- Pewnie w sklepie. Zuza jestem.
- Słuchajcie, może wybierzemy się na jakieś jedzenie? Trzeba uczcić wasze zwycięstwo!
- Jasne. Pójdę się tylko przebrać i zaraz wracam.
Po jakimś czasie siedzieli w trójkę w restauracji. Właściwie to była ich czwórka- Piotr ani na chwilę nie rozstawał się ze swoim telefonem. Reszta towarzystwa jakoś sobie radziła. Grzesiek rozbawiał Zuzkę, dając jej poczucie czegoś, czego nie czula przy Piotrze. Była sobą i była szczęśliwa.
- Zuziu, strasznie cię przepraszam, ale natychmiast muszę jechać do biura. Wracasz ze mną czy...?
Kosok wymienił szybkie spojrzenie z nową koleżanką.
- Jeśli nie masz nic przeciwko to ja ją odprowadzę.
- Jeśli chcecie.
Pomachał im na pożegnanie i wyleciał do swojego nowego, czarnego BMW.
Posiedzieli chwilę w ciszy, po czym Grzesiek zadał pytanie, które nurtowało go przez cały wieczór.
- Dobra. A teraz powiesz mi grzecznie o co tu chodzi. Narzeczony? Jak? Gdzie? Czy wy się w ogóle znacie? Nie rozumiem.
Dziewczyna popatrzyła w oczy swojego towarzysza i wiedziała, ze ten nie odpuści.
- Bystry jesteś to fakt, ale nie sądzę, żebym musiała ci opowiadać historię mojego życia.
- Spróbuj. Mam świeży pogląd na sprawę.
Zuzka nie chciała rozmawiać z praktycznie obcym facetem o jej osobistych sprawach. Ale czy nie miał on racji? Nie mógł być stronniczy. Nie znał ani jej ani jej sytuacji.
- Pod jednym warunkiem. Opowiesz mi skąd się znacie.
- To jest akurat mało skomplikowane. Chodziliśmy do jednej klasy w ogólniaku. Twoja kolej.
- No cóż. Piotr jest moim narzeczonym.
- I?
- To wszystko. To jest tylko mój narzeczony i nic po za tym. Ja nie znam jego a on nie zna mnie. To wszystko po to, zeby podtrzymać rodzinny interes.
- Chcesz mi powiedzieć, że to takie ustawianie małżeństw jak w średniowieczu?
- Podobne, ale opowiem więcej w drodze powrotnej. Chodź, odprowadzisz mnie.
Wyszli razem z restauracji napawając się ostatnimi dniami lata. Mimo, iż dzień był upalny to wieczór nie należał do najcieplejszych. Grzesiek zauważył gęsią skórkę na rękach dziewczyny i dał jej swoją bluzę.
- Dziękuje.
- To jak kończysz opowieść?
- Raczej zaczynam. To było jakieś pół roku temu. Wróciłam do domu po skończeniu studiów i nagle ni stąd ni zowąd tatuś oświadczył mi, ze wychodzę za mąż za Piotra. Rozumiesz? Kilka dni później on mi się oświadczył- znałam go tylko jako jego współpracownika, ale nie raz mi pomógł. To jednak nie jest powód do ślubu. Nieprawdaż?
Zuzka spojrzała na lekko zmieszaną minę Grzegorza. Nic nie powiedział. Taka reakcja jej nie zdziwiła. Sama nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć.
- A co na to twoja mama? Nie broni cie?
- Moja mama to strasznie dziwny przypadek. Udaje zachwyconą i gra przed wszystkimi ludźmi, że jest w porządku. To dzięki niej tak szybko wychodzę za mąż. Wzięła się za wszystko i teraz chwali się koleżankom jakiego ma wspaniałego zięcia. A wiesz co jest najlepsze? Sama była w tej samej sytuacji. Powinna mnie rozumieć.
- Chcesz loda?
- Słucham?
- Loda. Takiego kręconego z maszyny. Podobno  przy nich lepiej się myśli.
Zuza nie bardzo uwierzyła w jego przekonania, jednak go nie zatrzymała. Patrzyła jak poleciał do cukierni i za chwilę wrócił z dwoma wielkimi lodami. Nie wiedziała, ze ten ruch był swojego rodzaju desperacją. Przytłoczony mężczyzna nie wiedział co ma jej odpowiedzieć. Zdążył ją polubić i było mu jej strasznie szkoda.
- Słuchaj, kiedy ty masz ten ślub?
- Jutro. Wieczorem. Mama wymyśliła sobie piękny ogród oświetlony lampkami i inne takie pierdoły.
Resztę drogi pokonali w ciszy. Ona cieszyła się ostatnimi chwilami wolności. On ciągle myślał nad wyjściem z jej sytuacji. Podeszli pod jej blok i nadszedł moment pożegnania.
- Słuchaj ja jeszcze jutro będę w Częstochowie. Dam ci swój numer. Jeśli będziesz chciała porozmawiać czy coś to dzwoń.
Zuzka zaintrygowana jego gestem nie wiedziała co powiedzieć.
- Dziękuję. Na pewno zadzwonię, jeśli będę chciała rozmawiać czy coś. A tym czymś jest?
- Ucieczka. Jak będziesz chciała wiać, to dzwoń a ja się zjawię i cię stąd zabiorę.
- To bardzo miłe, ale niepotrzebne. Moja piaskownica i moje zabawki. Jeszcze raz ci dziękuję.
Pocałowała go w policzek i weszła do klatki. Stał jeszcze chwilę pod blokiem, myśląc nad tym co powiedział. Sam do końca nie był pewien czy to był żart czy naprawdę by jej pomógł.  Wrócił do hotelu, nie widząc, że zasiał ziarno w głowie Zuzki.
  Dziewczyna weszła do swojego wielkiego i nowoczesnego mieszkania. W środku panowała cisza. Przechodząc przez kolejne pomieszczenia znalazła Piotra śpiącego na kanapie. Nie kwapiła się, zeby go budzić. Jak dla niej mógł zostać na tej kanapie do końca życia. Wzięła szybki prysznic. W piżamie stanęła przed lustrem i zaczęła się oglądać. Nigdy się sobie nie podobała. Zmieniła by w sobie wszystko. Nie podobały jej się ani czarne loki ani figura, której większość koleżanek zazdrościła jej jak diabli. Nie wiedziały jednak, ze był to efekt nagonki matki w skutek której popadła w anoreksję. Od tego czasu minęło kilkanaście lat. Jednak ona wciąż się za to nienawidziła.
Przeszła do salonu z kocem. W przypływie ludzkiej troski przykryła Piotra, oglądając go od góry do dołu. Niewątpliwie mógł uchodzić za przystojnego. Krótko przycięte blond włosy stanowiły świetny dodatek do jego błękitnych oczu i krwisto czerwonych ust, w które wpatrywały się jej wszystkie znajome a w szczególności jej matka. Doskonale pamiętała jak się poznali. Na studiach wpadła w niezłe tarapaty i gdy policja zadzwoniła do biura ojca, na szczęście znaleźli Piotra, który przyjechał i pomógł. Rodzice się nie dowiedzieli a ona była mu za to wdzięczna. Spotkali się potem na 60 urodzinach jej ojca. Był jak zwykle szarmancki i robił piorunujące wrażenie. Wszystkie kobiety jadły mu z ręki. Wszystkie z wyjątkiem jej.
Zamieszkali razem. On próbował się jej spodobać, robił wszystko  żeby zawrócić jej w głowie. Ona miała go w nosie i na niego nie reagowała. Szopkę odstawiali tylko przy rodzicach. Spali w jednym łóżku, ale po jego dwóch stronach, pod dwoma kołdrami. Był ideałem. Nie chrapał, nie unosił się, nie denerwował, spełniał jej wszystkie zachcianki. Był idealny, ale nie dla niej.

  ______________________________________________________

Korzystam z wolnego czasu jak mogę. Piszę i dokańczam :)
Ku czci wszystkim wielce zapracowanym.
Całuje Was osoba, która zadzierając z piekarnikiem niestety przegrała :*:*





sobota, 2 lutego 2013

Prolog

 Każda dziewczynka marzy o tym dniu. Przebiera lalki, ubiera się w sukienki mamy i rysuje.
Rysuje piękne kobiety w pięknych sukniach z pięknym narzeczonym u boku. Wyobraża sobie jak to będzie. Widzi malutki kościół na uboczu, przystrojony różowymi kwiatkami.
Już teraz czuje to szczęście. Jak najszybciej chce dorosnąć i przeskakując kilkanaście lat, stanąć na ślubnym kobiercu. Teraz jest to jej największe marzenie. Z biegiem lat dorasta. Może i ślub nie jest jej priorytetem, jednak ciagle o tym pamięta. Skrzętnie ukrywa to marzenie w swoim sercu. Do czasu. Nadchodzi moment, kiedy spotykając tego jedynego jej dziecięce marzenie ujży światło dzienne. Rzuca się w wir planowań i przygotowań. Dopiero wtedy czuje się naprawdę szczęśliwa.
 A ona? Też marzyła. Godzinami siedziała przed telewizorem, oglądając ślub swoich rodziców; była nim oczarowana. Podkradała ślubne magazyny ciotkom i płakała na każdym ślubie.
Dorosła, skończyła studia i wróciła do domu. Nadszedł jej czas. Teraz to ona powinna przygotowywać się do ślubu. Powinna cieszyć się wizją przyszłego życia. Powinna. Jednak jej sytuacja wyglądała nieco inaczej.
Co jeśli do ślubu zostało się niejako przymuszonym, a przyszły mąż to obcy człowiek?

___________________________________________________________________
                                                    ZACZYNAMY! :)
mój pierwszy prawdziwy prolog, nieskromnie powiem, że jestem z siebie taaaka dumna :)
Paulik(jeśli to czytasz)- nie wiem czy pamiętasz nasz kawałek rozmowy sprzed kilku miesięcy, ale od
tamtego czasu jakieś milion razy poprawiałam ten prolog. to jest wersja milion pierwsza. liczę, że mnie o plagiat nie posądzisz ;*

Caroline, mogłabym napisać proste "Hepi Berzdej", ale po co?
                                    Życzę ci:
*miliona nowych i świetnych blogów
*zaliczenia wszystkich egzaminów etc.
*przedłużenia doby o co najmniej kilka godzin( co łączy się z bujnym życiem towarzyskim)
*już ani jednego samotnego Sylwka przed lapkiem
* i co najważniejsze. Kogoś wyjątkowego, kto będzie przystojniejszy od ZB9, zabawniejszy od Krzysia, wspanialszy od Grzegorza, milszy od Dziksona, sympatyczniejszy od Kadzia, a w czasie małego tete-a-tete
gorętszy niż cała nasza kadra razem wzięta.
Najlepszego Kochana! :*

Rozdziały będą dodawane na spontanie( czyt, kiedy dorwę się do lapka)
Jeśli chcecie być informowane, to walnijcie się w zakładkę, będzie mi o niebo łatwiej.
Buziaki :*